Nie wiem jak Wy, ale ja przed odchudzaniem miałam spore problemy ze wzdęciami. I to mam wrażenie, że pojawiały się one nie tylko wtedy gdy zjadłam coś, co mogło mi w jakiś sposób zaszkodzić. Chociaż, traktowałam swoje ciało trochę jak śmietnik i gdybym tak miała wypisać Wam co i w jakich ilościach zjadałam jednego dnia – nie jestem w stanie. Ja po prostu nie pamiętam i chyba nawet nie wiem – bo jak coś było pod ręką, to po prostu to zjadałam, później czymś zapiłam i szłam dalej. Wypracowałam sobie jednak już wtedy własne sposoby na wzdęcia. Jak sobie z nimi radziłam?
To ciągłe bulgotanie w brzuchu. Dziwne uczucie pełności. Nie
cierpiałam tego. Bo nawet jeżeli przez chwilę poczułam się choć odrobinę lekko,
to całe to uczucie znikało kiedy tylko zaczynało mnie wzdymać. Marzyłam tylko o
tym, żeby zamknąć się w toalecie, sam na sam ze sobą. Ale to i tak nie
pomagało. Co wówczas robiłam?
Zioła pomagają
Oczywiście nie wszystkie, ale na przykład bazylia, koper
włoski czy pieprzowa mięta tak. Bazylię dodawałam praktycznie do wszystkiego i
to w sporych ilościach – chociaż niektórym potrawom psuła smak. No, nie da się
ukryć, że bazylia jednak nie do wszystkiego pasuje, prawda? A jak się już
najadłam, to robiłam sobie napar z włoskiego kopru. Ale nie jakąś tam herbatkę
z serii tych dla dzieci, gdzie więcej wzbogaczy smaku niż to wszystko warte.
Poszłam do herbaciarni (można też do zielarskiego) i tam kupiłam prawdziwy
koper włoski, suszony. Muszę przyznać, że choć na początku dziwnie mi
„zajeżdżał”, to później naprawdę polubiłam jego smak.
Ruch dobry na wszystko
Jakie jeszcze są moje sposoby na wzdęcia? Spacery – to
akurat lubiłam ZAWSZE i nigdy się przed tym nie migałam. Jak jesteśmy aktywne
fizycznie, to nasza przemiana materii przyspiesza. O wzdęciach też wówczas
powinnyśmy zapomnieć.
Regularne posiłki
Oooo to była moja zmora, ale kiedy doszłam do tego że
wzdęcia zaczną mnie omijać szerokim łukiem gdy zmienię nie tylko swój sposób
odżywiania ale również częstotliwość jedzenia posiłków to zrozumiałam, co
robiłam źle. Odkąd jem 5 razy dziennie i nie w jakiś olbrzymich porcjach, czuję
się dużo lepiej, chudnę to po pierwsze- a po drugie, nie pamiętam już czym są
wzdęcia.
Gazowane to ZUO
A ja lubiłam. Taką
colę z cytrynką sobie wypić na przykład. Albo oranżadę taką prawdziwą Wiecie,
jak to kiedyś się sprzedawało. No i piłam. Nie dość, że to słodkie było, to
jeszcze gazowane. Później piłam już gazowaną mineralną – ale wzdęcia i tak się
pojawiały. Gdy zupełnie zrezygnowałam z gazu, pozbyłam się problemu.
Nie piję gazowanych napojów, nie żuję gumy do żucia, uważam kiedy jem kebaby pizzę i fast foody, a także cebulę i kapustę (i też inne produkty). Jem je kiedy wzdęcia mnie nie zawstydzą - bo wyglądam wtedy zawsze jak w 4tym m-cu :D Muszę przetestować tą bazylię i koper :)
OdpowiedzUsuńI u mnie właśnie jest największy problem z gazowanymi napojami :(
OdpowiedzUsuń